









































Isuzu D-Max AT35: Stworzony na Everest, kupowany do IKEI
Od wczoraj brytyjscy klienci mogą zamawiać nowego Isuzu D-Max Arctic Trucks AT35. Cena: 57 005 funtów netto. Jeśli masz dość miejskich crossoverów i szukasz czegoś, co wdrapie się na każdą górkę i pozwoli przespać noc na szczycie, to jest właśnie ten samochód.
Jest wielki, szeroki i nieprzejednanie twardy. Na 35-calowych oponach, zawieszeniu Bilstein, z napędem na cztery koła i blokadą tylnego mostu. Uciągnie 3,5 tony lub zabierze na pakę tonę węgla. Albo, jeśli zajdzie potrzeba, Twoje ego.
Pod maską znany 1,9-litrowy turbodiesel. Bez fajerwerków i bez ekstrawagancji, ale robi swoje. 360 Nm momentu obrotowego nie rzuca na kolana, ale wystarczy, by przedrzeć się przez błoto, śnieg albo przez parking marketu budowlanego, który bardziej przypomina trasę w Tadżykistanie niż cywilizację.
W środku skórzane fotele, dotykowy ekran 9 cali, ładowanie bezprzewodowe, dwustrefowa klimatyzacja i zestaw asystentów kierowcy. W końcu jeśli płacisz za pickupa jak za limuzynę, to niech przynajmniej przypomni Ci, żebyś nie zapomniał mrugać.
Stylistycznie wygląda, jakby był gotowy zarówno na wyprawę na Antarktydę, jak i po worek śrub do marketu. Wysoki, szeroki i ponoć z niższym środkiem ciężkości, czyli wszystko, czego potrzebuje „prawdziwy terenowiec” do zdjęcia na Instagram. Szerokie nadkola, płyty podwozia, potężne chlapacze i masywne opony z głębokim bieżnikiem – jeśli kupujesz taki samochód, musi wyglądać jakby mógł przepchnąć się przez las. Nawet jeśli codzienna trasa to szkoła i supermarket.
Isuzu D-Max AT35 to propozycja dla tych, którzy naprawdę brodzą w błocie – albo tylko chcą, by sąsiedzi tak myśleli. Czy jest dobry? Najprawdopodobniej tak. Czy ktoś go potrzebuje? Tylko jeśli dom stoi w wąwozie, a listy dostarcza Ci helikopter. Ale przynajmniej masz zawsze #adventure.