Great Wall rezygnuje z modnych klamek – wracają tradycyjne uchwyty

Co jest gorsze od drzwi samochodu, które nie chcą się otworzyć? Drzwi, które nie chcą się otworzyć w modny sposób. Założyciel Great Wall ma już serdecznie dość trendu na wysuwane klamki i zamierza wyrzucić je do kosza. Przyszłe modele tej marki będą wyposażone w porządne, tradycyjne, prawdziwe uchwyty. Bo, jak Wei ujął to bez ogródek – te wyskakujące gadżety to zwyczajna moda, która przeminie jak każda inna, zostawiając po sobie tylko niesmak i lekkie zażenowanie.
Umówmy się: cała ta klamkowa zawierucha zaczęła się, gdy ktoś z instytutu aerodynamiki (albo raczej działu marketingu – na jedno wychodzi) stwierdził, że jeśli klamka nie będzie wystawać nawet na milimetr, samochód przetnie powietrze jak nóż do masła. Owszem, Wei przyznał, że to daje niewielką korzyść aerodynamiczną... ale to mniej więcej taka oszczędność, jak kalorie w majonezie light.
A teraz lista wad – takich, które po trzech piwach wymieniłby nawet przeciętny widz telewizji:

Są cięższe. Po co dokładać kilogramy, skoro każdy gram liczy się tak, jak przed sezonem na plaży?
Są głośniejsze. I to nie w stylu pięknego bulgotu V8, tylko jak szczoteczka elektryczna próbująca otworzyć zamek.
Potrzebują prądu. A to oznacza, że gdy padnie akumulator, będziesz krążyć wokół auta jak głodny kot przy misce.
Nie są szczelne. Zimą potrafią zamarznąć na kość – bo przecież nie ma nic bardziej luksusowego niż zamrożone drzwi przy minusowych temperaturach.

Wei zwrócił też uwagę na kwestie bezpieczeństwa podczas wypadku – jeśli zabraknie zasilania, drzwi mogą nie dać się otworzyć. Faktem jest, że większość producentów przewidziała już na to awaryjne rozwiązania, ale nawet Mercedes-Benz Guard, czyli auta opancerzone jak czołgi w garniturach, wrócił do klasycznych klamek w pancernej S-Klasie. Skoro oni nie ufają temu wynalazkowi, to czemu reszta miałaby?
Tak więc, w kolejnych modelach Great Wall raczej znów zobaczymy stare, dobre, tradycyjne klamki. I chyba dobrze.